Są takie drzwi...
Są takie drzwi. Wszyscy je widzimy, choć dla
każdego wyglądają inaczej. Mogą połyskiwać złotymi zdobieniami, kusić misternie
zdobioną klamką, czy być po prostu zwyczajnymi drzwiami. Na początku nikt z nas
nie wie, co się za nimi kryje. Czujemy jednak nieopartą chęć, by do nich
podejść, dotknąć… otworzyć. Ci, którzy już to zrobili mogą nam opowiadać, co
ujrzeli po drugiej stronie, ale w głębi nas nadal pozostaje ten niedosyt…
Wszyscy widzimy drzwi inaczej, więc oczywiście to, co kryje się po drugiej
stronie, będzie inne też.
Była ledwie dwuletnią dziewczynką, gdy
podeszła do tych drzwi i wyciągnęła dłoń, by chociaż je dotknąć. Byłoby
bezpieczniej, gdyby były one zamknięte. Po drugiej stronie ujrzała schody.
Dokąd prowadziły? Nie wiedziała, ale chciała się dowiedzieć. Stanęła na
pierwszym stopniu. Nie puściła drzwi. Ogarnął ją ten niezwykły rodzaj strachu,
który czujemy przed wyruszeniem w nieznane. Z ciemności docierały do niej
szepty. Nie rozumiała, co mówią, ale rozpalały w niej coraz silniejsze
pragnienie, by ruszyć dalej. Gdyby przyjrzała się uważniej kamiennemu
stopniowi, na którym stała, ujrzałaby cieniutkie litery, wyryte tuż przy
ścianie. „Ciekawość”.
Puściła drzwi i stanęła na kolejnym stopniu,
kiedy miała pięć lat. Zaskoczona zauważyła, że ten stopień nie jest kamienny.
Był z kruchego, spróchniałego drewna i zaskrzypiał niepokojąco pod jej
ciężarem. Kiedyś musiał go ktoś pomalować na szarosrebrny kolor, ale farba
zaczęła już odłazić. Szepty, które słyszała nasiliły się. Gdy się na nich koncentrowała,
miała wrażenie jakby znała te głosy, jednocześnie nie potrafiła wskazać skąd.
Ścianę, której trzymała się ręką, pokrywała gruba warstwa sadzy i kurzu. Stojąc
na pierwszym stopniu, pomimo otwartych drzwi, ciemność wydawała się pokrywać
wszystkie kolejne. Teraz, gdy stała na drugim, światło docierało do niego i
znikało. Tym razem była w pełni świadoma wypalonych w drewnianym stopniu,
wielkich liter, układających się w jedno proste słowo: „Egoizm”.
Schodząc rok później na kolejny stopień
zachwiała się lekko, ale na szczęście nie przewróciła i nie stoczyła w ciemną
otchłań. Ściany wokół zniknęły. Dalsza część schodów pogrążała się w mroku,
jednak na tym stopniu patrząc w prawo i lewo odniosła wrażenie, że stoi tam
więcej osób. Tysiące szeptów brzmiało niczym zbliżająca się chmara szarańczy.
Stopień różnił się od znacząco wcześniejszych. Był metalowy z pozłacanymi
rzeźbieniami przy krawędzi, można było w nim dostrzec tysiące obrazów…
historii. Wokół jej niewielkich stóp migotał zielonkawy napis, dopasowany
idealnie, jakby przygotowany specjalnie na jej przyjście. „Zazdrość”.
Kolejny stopień ledwie musnęła kilka miesięcy
później. Śpieszno jej było do kolejnego. Nie przyjrzała mu się. Nie widziała
marmurowej płaskorzeźby na nim wyrzeźbionej. Ani ułożonego z szafirowego piasku
napisu: „Chciwość”.
Zatrzymała się na czarnym, mahoniowym stopniu.
W powietrzu unosił się słodki zapach. Pozostawiał na języku gorzki posmak. Na
początku nie czuła winny. Drzwi, którymi weszła na schody, były już ledwie
poświatą w górze. Przez ulotną chwilę pomyślała, że może jednak powinna
zawrócić. Ale pokusa była zbyt silna. Każdy chce być odkrywcą. Na czarnym tle
stopnia niemal nie było widać krwistoczerwonego słowa, toteż nie zwróciła na nie
uwagi. Może jednak powinna. „Kłamstwo”.
Przez chwilę zaplątała się w pajęczyny, gdy dwa
lata później schodziła na kolejny stopień. Był zrobiony z jasnego spiżu i
przyciągał wzrok. Szepty, które towarzyszyły jej od początku, jakby ucichły. W
powietrzu unosił się złoty pył i przylepiał do jej skóry. Próbowała go strącić,
kleił się i ciągnął, ale nie chciał zejść. Zdenerwowana zeskoczyła na kolejny
stopień, nie dostrzegając błyszczącego napisu na spiżowym tle. „Pycha”.
Mając dwanaście lat zeszła na kolejny
stopień. Zignorowała krzyki, które pojawiły się na nowo, dziwny chłód bijący od
kamiennego stopnia, a nawet unoszący się w powietrzu, dziwny zapach odpalanej
zapałki. Była w pełni świadoma świecącego pod jej stopami, zgniłozielonego
napisu: „Oszustwo”.
Była zainteresowana czymś innym, gdy namówili
ją, by zrobiła kolejny krok. Stopień zaświecił pod jej nogami, gdy na nim
stanęła, ale jej myśli były zupełnie gdzie indziej. Nie słyszała krzyków, nie
dostrzegała wyłaniających się wokół niej rąk i zamazanych twarzy, znanych, lecz
nie poznanych. Nawet gdyby spojrzała na stopień, świecił tak jasno, że trudno
było dostrzec biały napis na kremowym marmurze. „Uprzedzenie”.
Gdy trzy lata później zeszła na kolejny
schodek, przez chwilę miała wrażenie, że wie dokąd prowadzą te schody, ale
nieuchwytna myśl zniknęła. Przeniknął ją strach, a na plecach poczuła zimny
dreszcz. Wydawało się jej, że powinna zawrócić, ale schody do góry wydawały się
strasznie długie. Na końcu można było dostrzec delikatne światło bijące z
otwartych drzwi. Nie chciało jej się wracać. Za daleko. Odwróciła się. W
ciemnościach rozbrzmiał nagły donośny dźwięk trzaskających drzwi, a światełko
znikło. Jej niepokój się nasilił, ale zignorowała go i frustrujące myśli.
Stopień był po prostu zwykłym stopniem – drewniany i obity miękkim dywanem, z
wyszytym na nim słowem: „Lenistwo”.
Na następny stopień wepchnięto ją siłą, kiedy
miała piętnaście lat, choć nie można powiedzieć, że bardzo się opierała. Oczy
zapiekły ją od dymu, a z ust wyrwał się kaszel. Wszystko było pokryte sadzą i
zadymione. Na orzechowym schodku było wyraźnie widać ślady użytkowania. Dawniej
był pewnie pomalowany na fioletowo, ale teraz zachowały się zaledwie skrawki
odchodzącej farby. W prawym górnym rogu ktoś wyrył litery układające się w
słowo: „Nałóg”.
Niedługo przed swoimi szesnastymi urodzinami
zeskoczyła z desperacką determinacją na kolejny schodek. Czuła na karku zimny
dreszcz. Ogarnął ją przejmujący chłód i mrożący krew w żyłach strach. W głowie
uporczywie kołatała myśl, że powinna wrócić, nie schodzić dalej, nie patrzeć,
co czeka na końcu. Ale wierzyła, że musi tu stanąć. Schodek wyglądał jak te w
galeriach i drogich sklepach. Niczym neon mrugał do niej napis: „Kradzież”.
Ledwie kilka dni później stała już na
kolejnym stopniu. Poczuła na języku słodki smak truskawek, powietrze przesiąkał
cudowny zapach drogich perfum. Schodek wyglądał na wyściełany prawdziwą, drogą
skórą. Ale nie zwracała na to uwagi. Przez moment poczuła przebiegający po
plecach dreszcz, ale zignorowała go. Pod nogi też nie patrzyła. Gdyby jednak
spojrzała w dół, zobaczyłaby małą paskudną naszywkę z krótkim napisem: „Pożądanie”.
Nagle stała się już w pełni świadoma dokąd
prowadzą te schody. Chciała zawrócić, ale nim zdążyła się obrócić, ktoś
zepchnął ją na ostatni stopień. Wyglądał jak ten pierwszy, który widziała przed
laty. Kamień był jedynie nieco bardziej zużyty.
Poczuła spływające po policzkach łzy. Drobny umieszczony na samym środku napis,
mówił: „Śmierć”, ale otaczała go
spirala złożona z jednego słowa we wszystkich językach świata: „Ciekawość”. To
ona ją tu przywiodła. Na sam dół... Prosto do piekła.